Samotny w mej małej celi,

samotny jak ona sama,

samotny idę do świata,

samotny stamtąd powrócę.

piątek, 20 lipca 2018

839.Urlop cz. 4

Dzień szósty.

Zwróciła moją uwagę bardzo mała ilość rowerzystów. W ciągu kilkugodzinnego spaceru widywałem jednego, góra dwóch, ale nierzadko ani jednego. Spory odsetek (o ile można w ogóle użyć tego określenia w tym kontekście) to były rowery elektryczne. Jednym z wyjaśnień może być ukształtowanie terenu - to same góry i doliny! Trudno się więc dziwić, że perspektywa pedałowania przy 30-33 stopniach Celsjusza pod całkiem stromą górkę (i to kilka razy na trasie) nie wydaje się tubylcom pociągająca. Niewykluczone, że z tych samych powodów na palcach jednej ręki mogłem policzyć widziane hulajnogi.

Oznakowania pionowe i poziome na drodze - Polak się może tęgo zdziwić. Primo - daremnie będzie się rozglądał za swojskim elementem polskiego krajobrazu, czyli uformowanymi w totemy znakami drogowymi. Znaki są, ale stawiane oszczędnie i raczej solowo, a nie półtuzinami. Malunki na jezdni - zależy gdzie, to znaczy na drodze na lotnisko były, i owszem, ale już w centrum wydają się miejscowym pożytecznym, ale zupełnie niekoniecznym elementem jezdni. Miejscami przyglądałem się i deliberowałem, czy te niewyraźne cienie na jezdni to ślad przejścia dla pieszych, czy tylko brud i światłocień takie złudzenie wytwarza.

Sygnalizatory świetlne różnią się nieco od polskich, mianowicie piesi miewają często (a więc nie zawsze) trzy światła: "czerwone" - stój!, "żółte" - możesz iść, ale się lepiej pośpiesz, bo zaraz zgaśnie!, oraz "zielone" - idź! Trochę czasu zajęło mi przestawienie się na ten system, przez wyłączenie wdrukowanego czterdzieści parę lat temu odruchu "Nie ma zielonego, to stoisz!". Na niektórych przejściach jest dodatkowy sygnalizator w formie cyfrowego wyświetlacza podającego, jak rozumiem, za ile sekund żółte się skończy i zmieni na czerwone. Przykład widać na poniższym zrzucie ekranu z Google Maps pokazującym przejście przez via Volturno u jej zbiegu z via Solferino przy piazza Cinquecento.


Dość szybko zorientowałem się jak działa funkcjonowanie kierowców i pieszych w Rzymie, można by to ująć tak: piesi starają się nie rzucać pod koła, a kierowcy starają się ich nie rozjeżdżać. Moje obserwacje potwierdziła co do joty gospodyni. Rozmyślając nad tą odmiennością, doszedłem do wniosku, że rzymianom brakuje tego co jest immanentną cechą polskiej przestrzeni publicznej - wrogości, czy wręcz nienawiści do innych uczestników ruchu drogowego postrzeganych jako przeszkody w realizacji wolności własnej. Rzymianie, czy piesi, czy zmotoryzowani, sprawiają wrażenie, jakby mieli wiele wyrozumiałości i zrozumienia dla innych, coś w rodzaju "ja chcę dojść / dojechać, i wiem że ty też chcesz, więc jesteśmy tu, na tym chodniku / na tej drodze, w podobnej sytuacji." Owszem, byłem świadkiem spięć na drodze, ale wyglądało to tak, że potrąbią, pokrzyczą, pogestykulują i jadą dalej, nie przejmując się zbytnio incydentem, wyładowawszy w klaksonie i geście emocje. A u nas widać jednak nieco inny charakter; choćby dzisiaj byłem świadkiem jak pieszy przechodził (nie wtargnął!) na czerwonym po przejściu wąskiej i nie ruchliwej ulicy - wolno jadący kierowca go otrąbił długim sygnałem trwającym nawet po tym jak pieszy już wszedł na chodnik. Czuło się tę naszą specyfikę - chęć "wychowania" innych, a właściwie ustawienia i zmuszenia do określonych zachowań; w takich sytuacjach wyłazi ta nasza paskudna cecha - żądza władzy nad innymi. Może powiedzieć, że to swoista druga strona medalu, którego pierwszą jest nasz anarchiczny indywidualizm. To się udziela i w nas tkwi. Zdałem dziś sobie sprawę, że w myślach warczę na jakąś babę, która zatarasowała przejście w Ikei, a przecież w Rzymie, jakoś takich reakcji nie miałem (zwróciłem na to uwagę ze sporym zdziwieniem już tam w Rzymie, że gdzieś ta warszawskość mi się zapodziała).

Tam gdzie było przejście bez sygnalizacji, obserwowałem coś w rodzaju niepisanej umowy społecznej: jeśli pieszy wyraźnie sygnalizuje zamiar przejścia to samochody stają, jeśli pieszy tylko stoi, to samochody raczej się nie zatrzymają, choć bywały wyjątki i kierowca zapraszającym gestem dawał mi drogę. Może dlatego, że wyglądałem na turystę. ;-) Coś trochę podobnego widywałem i na przejściach z sygnalizacją u kierowców skręcających. W sumie jednak dawało to efekt płynności ruchu, większy chyba niż u nas.

Schwester, wyszkolona nie tylko polsko, ale i zabużańsko, nie mogła się przestawić na myślenie, że kierowcy można nie podejrzewać o psychopatyczne skłonności rozjeżdżania każdej żywej istoty na drodze, dlatego nawet żółte światło dla pieszych traktowała jako wyrafinowaną pułapkę zastawioną na naiwnych.

9 komentarzy:

  1. widze ze zrozumiales funkcjonowanie Rzymu ...:)

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas znaków drogowych jest za dużo zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od lat wiadomo, że taka ilość sprawia, iż stają się nieczytelne i zaprzeczają swej funkcji, ale nikt nic z tym nie robi.

      Usuń
  3. o tak to znam dokładnie. Zresztą żółte światło włoskie dla pieszych jest o wiele dłuższe niż zielone na którym nie da się czasem w ogóle przejść tak jest krótkie. Natomiast co do pieszych to generalnie zauważyłam już dawno, że wszystkie cywilizowane kraje na zachód od nas no może prócz Czech powiedzmy od Niemiec dalej mają zasadę, że pieszy ma zawsze pierwszeństwo i zawsze Cię puszczą nawet nie na pasach jak wtargniesz a u nas ani jak wejdziesz ani jak masz zielone nie jesteś mile widziany. U nas pieszy to wróg. W Portugalii biegaliśmy kilka razy i trasa biegowa była obok ścieżki dla rowerzystów. Dobiegając do ronda lub skrzyżowań samochody zwalniały i nas puszczały żebym biegnąc nie musiała zatrzymać się na chodniku tylko miała ciągły bieg. Tak nas puszczano na każdym skrzyżowaniu jakie mieliśmy na trasie. W Polsce jest to niewykonalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie - inne traktowanie współobywateli. Wkurza mnie (m.in. w tym kontekście), jak słyszę popierdalanie niektórych naszych rodaków, jak to społeczeństwa zachodnie to już społeczeństwa upadłe, zdegenerowane, bądź zdemoralizowane, przebrzmiałe.

      Usuń
    2. w kwestii szacunku dla pieszych to oni są lata świetlne przed nami. U nas przebiega jakaś gówniana granica samochodowego chamstwa i prostactwa. Nerwy, bluzki, trąbienie i przyspieszanie jak pieszy zmierza na przejście. Tego nie ma nigdzie na zachód od Polski. Na wschód to nie wiem bo nie byłam. No i nie na południe w dół bo jednak Tunezja, Tajlandia czy Wietnam to tam z kolei bycie pieszym jest gorsze niż w Polsce :D

      Usuń
    3. Na wschód od Polski jest i to jeszcze bardziej - część rodzinki pomieszkiwała co nieco za Bugiem i opowiadała jak bardzo my sobie nie zdajemy sprawy jaki u nas Wersal, Zachód i wyższa kultura na drodze w porównaniu z tym co tam się dzieje.

      Usuń
    4. aha no to słusznie oceniłam, że ta granica przebiega przez nas. Nie jesteśmy najgorsi ale i nie najlepsi :D a miało być bluzgi a nie bluzki he he te słowniki ...

      Usuń