"Złota polska jesień" - tę frazę wymyślił chyba emigrancki wierszokleta, któremu się już pozacierało jak ta pora roku wygląda nad Wisłą. Względnie krwiopijca-wyzyskiwacz próżniaczący całymi dniami, dzięki żerowaniu na cudzej pracy. A wielce prawdopodobne, że każdemu z nich tę frazę diabeł ze złośliwą uciechą podszepnął. Dla człowieka, który musi pracować, to paskudna pora. Coraz krótsze dnie, w których coraz trudniej załapać się po wyjściu z pracy już nie tylko na słońce, ale w ogóle na światło dzienne, działają przygnębiająco. Co gorsza wychodzę z pracy ze świadomością, że niosę ją w torbie do domu. Lata robią swoje i coraz wolniej regeneruję siły. Po pracy jestem padnięty i rozpaczliwie zmuszam się do ogarniania roboty z poczuciem, że nie mam czasu na nic: na pracę, na odpoczynek, na hobby, na przyjemności, na lekturę w ilościach dawniejszych. Właśnie czytam książkę, którą kupiłem równo rok temu. Stos książek czekających na przeczytanie dawno już przekroczył metr wysokości. Od miesięcy nie pomalowałem żadnej figurki. W dni powszednie zakupy robię wracając z pracy, telepiąc się jak juczny muł, bo po przyjściu do domu i zjedzeniu późnego obiadu, nie mogę się już zebrać, żeby się przebierać i wychodzić do sklepu. Większe zakupy, zwłaszcza obiadowe, na cały tydzień opędzam w soboty, przy okazji załatwiając różne inne sprawy, w efekcie i w ten dzień nie bardzo mogę wypocząć. A niedziela to już przecież czas najwyższy na przygotowywanie się do nadchodzącego tygodnia i narastające nerwowe napięcie co najmniej od południa. Satysfakcji z pracy jakiejkolwiek trudno się dopatrzyć. Co gorsza, znowu jem słodycze.
Nędznie w gruncie rzeczy i ledwie wegetacyjnie to moje życie minęło.
Hm, nie lubię czytać w domu. Nie mogę się skupić. Za to pół godziny spędzone w metrze idealnie starcza na spory kawałek książki lub gazety. I czasopisma.
OdpowiedzUsuńNie umiem czytać w środkach komunikacji, ani w ogóle na mieście.
UsuńW ostatnim zdaniu to chyba czas jest użyty nie ten co należało by.
OdpowiedzUsuńSwego czasu współczułem w okresie jesienno-zimowo-wiosennym sklepikarzom w podziemiu katowickiego dworca, którzy do pracy szli jak było ciemno, byli w niej, gdzie też światło naturalne nie docierało, i wychodzili na powierzchnię, jak znowu było ciemno. Pół roku bez światła dziennego to jak noc polarna.
Czas akuratny.
UsuńTeż miałem kiedyś podobną refleksję na temat ludzi pracujących w przejściach podziemnych.
Jak to do cyca minęło? Weźcie swoją stację i rozruszajcie. Wprowadźcie jakieś nowe składy na tory głowne zasadnicze, następnie zapełnijcie boczne, może coś się wychaczy przynajmniej na jakiś czas. Mieliśmy być u Was w m-cie, ale nie wyszło, choć plan przyjazdu jest nadal. Jak czytacie u nas, to nawet dobrze, że to teraz nie nastąpiło. Na następny się musimy przygotować.
Usuń