Zbliża się koniec roku i odkrywasz, że oceny potomka mogą być poniżej twoich oczekiwań. Trzeba więc podjąć jakieś kroki w kierunku zadbania o jakość swojego życia.
Podstawowa sprawa – nauczyciel rozdaje oceny wedle swego uznania. Ma je od
władz, pełne zestawy od 1 do 6 i od jego tylko widzimisię zależy, jaką danemu dziecku da. Jeśli
nie daje takiej jakiej ty i dziecko sobie życzycie, to znaczy że po prostu nie
chce. Z wrednoty lub głupoty. Będzie ci wciskał różne ciemnoty o podstawie
programowej, zasadach oceniania i takich tam – nie daj się nabrać, to taka
bajka dla naiwnych. Jak zechce da dowolną ocenę, tylko trzeba go odpowiednio
podejść. Jak się opiera, to - przycisnąć. Nie ze swoich daje, więc nic go to
nie kosztuje, że da wyższą.
Sęk w tym, że nauczyciele to wredne szuje, odgrywające się
na dzieciach za swoje porażki życiowe, w dodatku trzymają ze sobą i kryją się
nawzajem. Trzeba więc działać umiejętnie i nie dać się nabrać na różne cwane
sztuczki, którymi spławiają ludzi.
Podstawowa sprawa – nie umawiać się na spotkanie, lecz
działać z zaskoczenia. Co do pory dnia, to są dwie filozofie – przyjść z rana,
żeby mieć czas na ponawianie ataków na kolejnych przerwach, gdyby pierwsza
rozmowa nie podziałała, oraz druga – zaskoczyć po południu, kiedy zmęczony
belfer już chce wychodzić ze szkoły. Jeszcze lepiej trafić na moment kiedy się gdzieś
śpieszy. Ważne, by nie dać się spławić, że nie ma teraz czasu – domagać się, że
dla ciebie musi mieć, bo jesteś matką i specjalnie przyszłaś (zwolniłaś się z
pracy) i nie ruszysz się stąd, jeśli z tobą nie porozmawia.
Będzie ci mówił o zasadach oceniania, że wychodzi taka ocena
a nie inna – nie słuchaj. Przepisy, zasady i procedury to biurokratyczna
zasłona za którą się chowają. Trzeba ich zza niej wyciągnąć. Kiedy idzie o twój
interes, znaczy - twojego dziecka, to żadne prawo nie może cię ograniczać! Jak
będzie trzeba obiecaj wszystko, kiedy już wystawi ocenę na jakiej ci zależało, to
go olejecie i będzie mógł ci skoczyć.
Powtarzaj: a co by
się stało jakby postawił wyższą ocenę? Co mu szkodzi, jak postawi lepszą? Popatrz
za co są oceny i drąż w przeciwnym kierunku. Jak jest dużo z prac pisemnych, to
pytaj dlaczego nie pozwala twojemu dziecku wypowiedzieć się ustnie, przecież
ono tak pięknie mówi. Jak jest dużo z ustnych, to zażądaj wyjaśnień dlaczego
nie rozwija umiejętności twojego dziecka w pisaniu, a przecież ono zawsze było
chwalone jak ładnie pisze i egzaminy ma pisać, więc czemu on go do nich nie
przygotowuje? Robi kartkówki – dlaczego stresuje twoje dziecko? Nie robi
kartkówek – dlaczego sabotuje twoje wysiłki na rzecz wypracowania
systematycznego uczenia? Domagaj się wyjaśnień, dlaczego robi tak trudne prace i
zadaje tak trudne pytania. Dlaczego na sprawdzianie dziecko nie może korzystać
z netu i podręcznika? Dlaczego nie stosuje nowoczesnych metod nauczania, które
by pozwoliły twojemu dziecku wykazać się zdolnościami? Dlaczego nie wspiera
twojego dziecka pochwałami i nie motywuje do sukcesów? Czemu nie rozumie, że
twoje dziecko źle reaguje na niepowodzenia, więc stawianie mu jedynek jest
szkodliwe i niepedagogiczne?
Jego odpowiedzi nie mają znaczenia i możesz ich w ogóle nie
słuchać – zasypujesz go pytaniami, żeby go zdezorientować i otumanić tak, by
zrobił co zechcesz. Doskonałą metodą jest powtarzanie tego samego pytania lub zestawu
pytań kilka- kilkanaście razy – w końcu zgłupieje i zmięknie. Jak będzie mówił coś krytycznego o twoim dziecku, to ignoruj, albo odrzucaj jako subiektywne i uprzedzone sądy, bez pokrycia w rzeczywistości. Kiedy spróbuje zaczepki:
dlaczego dopiero teraz przed samym końcem roku do niego przychodzisz, a nie
wcześniej kiedy był czas na poprawianie ocen, zignoruj, albo sparuj, że nikt
cię nie informował, dlaczego on cię o tym nie zawiadomił że jest coś nie tak,
na co on czekał itp. Niezłe jest pytanie, jakim cudem cały rok było wszystko w
porządku, a dopiero w samej końcówce roku nagle piętrzą się pretensje do twojego dziecka. Zręczne jest wyrażenie zdziwienia, że przez całą edukację wszyscy nauczyciele wyrażali się o twoim dziecku z najwyższym uznaniem, a temu panu/pani raptem coś nie pasuje. Możesz też mu powiedzieć,
żeby cię nie pouczał, bo jesteś matką i dorosłym człowiekiem i sama wiesz
najlepiej kiedy przychodzić do szkoły dziecka. Dobrze jest płynnie przejść do
tego, że oto właśnie teraz przyszłaś i oczekujesz wyjaśnień, bo to jakiś zupełny
skandal, żeby twoje dziecko tak ciężko i owocnie pracujące miało dostać tak
absurdalnie niską ocenę. A w ogóle to jesteś osoba pracującą, w poważnej pracy
a nie do południa tylko - jak w szkole, i czy on sobie wyobraża, że jesteś na
każde jego skinienie i będziesz rzucała wszystko i leciała, bo akurat się komuś coś tam
zachciało. Pamiętaj – nie pozwól mu przejąć inicjatywy, bądź stroną atakującą.
Nie słuchaj jego wyjaśnień, bo niepostrzeżenie może cię wciągnąć w tłumaczenie
się.
Dobrze jest przyjść z partnerem lub partnerką – i ustawić się
tak, żeby przyprzeć nauczyciela do ściany lub jeszcze lepiej do kąta,
optymalnie tak, żeby nie mógł przerwać rozmowy i uciec.
Dobrym pomysłem jest powiedzieć, że się jest lub było nauczycielem,
ewentualnie że babcia dziecka była nauczycielką; i tak przecież tego nie
sprawdzi. To tak, żeby sobie cwaniaczek nie myślał, że fachowymi słówkami was zdezorientuje.
Poza tym to podwójna korzyść: albo możliwość wzbogacenia ataku argumentami „Jak
ja uczyłam, to…”, albo wzięcia na solidarność zawodową, że kruk krukowi pisklaka
nie zadziobie.
W odpowiednim momencie z wyczuciem zaaplikowany płacz naturalnie może pomóc, ale generalnie metody na uproszenie nauczyciela działały kiedyś, dziś zalecane są raczej metody siłowe, perswazyjne.
Nie proponuj wprost łapówki, to już nie te czasy - nauczyciele się wycwanili i się boją, więc się czają, ale przecież w Polsce każdy bierze. Zapytaj raczej czy może nauczyciel udziela korepetycji, albo czy umówiłby się na prywatne konsultacje, względnie czy dziecko mogłoby przyjść po lekcjach tak prywatnie. Jak widać - trzeba tak okrężną drogą, aluzyjnie.
Jeśli trafi się wam zawzięta swołocz, oporna na zwykłe
oddziaływania, to trzeba przejść do silniejszego nacisku. Podnieść głos, także
grozić albo konkretnie – pójściem do dyrektora lub do kuratorium, albo mgliście
– pójściem wyżej. Koniecznie podkreślając, że tak tego nie zostawicie. Trzaśnięcie drzwiami i wygrażanie pięścią w odpowiednim momencie zawsze się może przydać.
Trzeba się liczyć z
tym, że beton szkolny trzeba łamać długofalowo – jedna rozmowa nie
wystarczy. Atakować na kolejnych przerwach, można rozmowy z nauczycielem
przeplatać rozmowami z dyrektorem. Nie gardzić rozmową z sekretarkami – to skarbnice
wiedzy i mogą, choćby niechcący, podsunąć jakiś pomysł lub punkt zaczepienia do
wykorzystania.
I nade wszystko pamiętać – nie słuchać co nauczyciel mówi, tylko
powtarzać swoje. Wszystko przecież jest negocjowalne, więc oceny też. Musisz tylko wyszarpać co ci się należy.
odnoszę wrażenie, że chyba dzisiaj był jakiś atak Imperium Debili. Atakowali wszystkich zwłaszcza Tych co coś wiedzą i chcą, żeby świat się opierał na wiedzy i logice. Kolego nie poddawaj się, walcz stoisz na pierwszej linii frontu. Jak im ulegniesz to potem po kilku latach trafiają do mnie i ja mam taki dzień jak dziś, że najchętniej tępą zardzewiałą żyletką podciąłbym sobie żyły, żeby tylko dzień się skończył. Proszę miej dla mnie choć trochę litości i bądź konsekwentny.
OdpowiedzUsuńNie stoję na pierwszej linii frontu, lecz na trzeciej dopiero. Kiedy stykam się z klientem, znaczy to tym samym, że sforsował już pierwszą i drugą linię. Wybacz, Atluś, robię co mogę, ale nie zatrzymam fal morza rozpostartymi rękami.
Usuńbardzo proszę bądź kolegą i jeśli stoisz na trzeciej linii frontu to tym bardziej walcz bezwzględnie z tymi d*.* Uwierz, Twoja praca jest bardzo ważna, zrób to najlepiej jak potrafisz, ale kretynom nie odpuszczaj, proszę. Prosi Cię o to zdesperowany Atlu , który chyba przestanie zatrudniać młodszych niż plus 30
UsuńMam coraz silniejsze poczucie, że ta walka nie ma sensu - cóż po tym, że będę zatykał dziurę na swoim odcinku, kiedy Titanic bierze wodę pierdyliardem innych otworów? A ja mam coraz mniej sił...
UsuńI jak się nie obrócisz, tyłek zawsze będziesz miał z tyłu. Swój własny oczywiście:)
OdpowiedzUsuńCo gorsza - rosnący, od nerwowego podjadania. Ale jak ma być, kiedy drugi tydzień wychodzę z pracy w okolicach szóstej (przychodząc na ósmą, ósmą trzydzieści), a przecież w domu roboty ciąg dalszy. :-(
UsuńMusisz wyluzować, bo szkoda tyłka:))))))))))
UsuńRozumiem to, bo sam podjadam jak jestem w nerwach. I tez przybrałem w pasie, ale zrobię z tym porządek na urlopie. Przynajmniej taki mam plan
Wczoraj wyszedłem rano z domu i idąc ulicą dyskretnie (a przynajmniej mam nadzieję, że to było dyskretnie) sprawdzałem czy jestem jakoś kompletnie ubrany, bo naszła mnie wątpliwość czy w pełnym automatyzmu zabieganiu o czymś nie zapomniałem.
UsuńA wolne, bo urlopem tego nie sposób nazwać, to będę miał gdzieś koło połowy lipca.
I co? Najważniejsze części garderoby na sobie miałeś, jak mniemam? Że też pozwoliłeś się wmanewrować w tę robotę wakacyjną. Za miętkie serce masz A.
UsuńZ drugiej jednak strony ma ta robótka swój pewien plus, zważywszy, że już mi się włączają pierwsze sygnały bezużyteczności w związku z zakończeniem zajęć.
UsuńDyrektor szkoły zawsze w sytuacji konfliktowej stanie za rodzicem. Pracownik jest ostatni w kolejce.
OdpowiedzUsuńNad dyrektorem wisi jak sęp kuratorium i jak ekonom gmina z lokalnym Horodniczym, czyli wójtem lub burmistrzem.
UsuńAle to wszystko przećwiczono na Tobie? Jaki Ty odporny jesteś na frontalny atak rodziców, skumulowany na koniec roku. Zakładam, że jak u telemarketerów również masz z takim doświadczeniem odpowiednie zdania na wywody drugiej strony.
OdpowiedzUsuńA co gdyby wszyscy dostawali 6-ki. Przecież i tak wiedzę werufikuje rynek pracy, a w mniejszym stopniu Wy. Po odejściu ze szkoły latorośli, rodzice już nie atakowali by Cb. tylko pracodawców, a Ci sa chyba bardziej odporni i mają większe możliwości sprawcze.
Znacznie wcześniej niż rynek pracy weryfikuje nas matura. I wtedy zaatakują nas nie rodzice lecz kuratorium i gmina.
UsuńNie matura lecz chęć szczera... Tak mi sie jakos nasunęło bez związku.:)
UsuńCzy się stoi, czy się leży, to promocja (lub matura) się należy.
UsuńTaa. W deseniu nawet podobne:)
UsuńBo z tych samych kręgów społecznych zrodzone.
Usuńopisałeś mój ostatni tydzień, dobrze, że nie wszyscy rodzice tacy są :]
OdpowiedzUsuńJasne, że nie wszyscy, ale już jedna łyżka dziegciu potrafi zepsuć beczkę miodu. A tu przecież ani miodu, ani nie łyżka tylko.
Usuń