Przeszła sobie Parada i poszła. Nawet przemknęła mi myśl (ale tylko jedna i zupełnie nienarzucająca się) - A może by tak pójść na nią (na niej? z nią?). Kiedy przeczytałem, że grupa tęczowych forumowiczów skrzykuje się do spotkania na Paradzie, pomyślałem jakie bym zrobił wrażenie, gdybym się tam objawił. Muszę być mocno już skołowany, skoro mi takie pomysły w ogóle się pojawiają. Bo cóż tam po mnie? 3 godziny dreptania w skwarze i hałasie, w poparciu dla czegoś z czego nigdy nie skorzystam, z pewnym ryzykiem wypatrzenia i dania pożywki "życzliwym", co przy mojej pracy nie jest szczególnie korzystne. Gdybym miał coś (czyt.kogoś) oprócz pracy, jakieś oparcie, to pewnie bym na to machnął ręką, a tak... Beatus qui tenet. Ta! "Beatus"...! A z forum przecież się pożegnałem już chyba ze dwa lata temu, czując, że nie pasuję do tego miejsca, więc głupio byłoby tak wracać - niczym deus ex machina, nie bardzo wiedząc po co.
Weekend minął niemiło. Z jednej strony robi mi się niedobrze, kiedy pomyślę, ile mam do zrobienia w nadchodzącym tygodniu (a następny będzie jeszcze gorszy). Z drugiej zaś - chce mi się rzygać na myśl o wykonywaniu tych zadań. Rozum podpowiada, że sobie ze wszystkim przecież poradzę i wyrobię się na czas, bez nie tylko katastrofy, ale choćby i poważniejszej obsuwy, lecz emocje drą się w niebogłosy, teleportując niespodziewanie do kuchni i wpychając jedzenie do ust (a co gorsza i do brzucha i w każdą pierdoloną komórkę tłuszczową) oraz spinając mięśnie karku - średnia frajda ledwie móc ruszać głową; która w dodatku też boli. Nigdzie dziś nie wyszedłem, miotam się tylko (prokrastynacyjnie ;-) po mieszkaniu. Ani pomalować, ani posklejać. A robota idzie jak krew z nosa.
Prawdziwa niespodzianka weekendu - M. zadzwoniła i w sobotę i w niedzielę i nawijała jak za dawnych lat - po godzinie już traciłem rachubę czasu. Zdaje się, że przyjaciel gdzieś wybył rekreacyjnie czy służbowo.
Rzeczywiście musi być ciężko, bo nie przypominam sobie tutaj takich słów ... albo moja pamięć zrobiła się bardzo selektywna.
OdpowiedzUsuńTo na pewno ta pamięć. ;-)
UsuńNa kark polecam masaże. I w ogóle jakieś oddalające od codzienności aktywności ;)
OdpowiedzUsuńWiem o masażu. Jak mnie spina (vel sam się spinam...). Staram się jakoś tam pomiętosić sobie te polędwiczki na barkach i karku co daje pewną ulgę. Bywa jednak, że mnie ściągnie tak, że guzik mogę. A co do owych aktywności... cóż - klapa.
Usuńja o pójściu na paradę nawet nie pomyślałem, chyba dziwnie bym się tam czuł... tak mi się przynajmniej wydaje, poza tym nie lubię tłumu :P
OdpowiedzUsuńAle jakbyś miał własną platformę i mógł z niej komenderować, pouczać i zrzędzić, to byś się chyba poczuł swojsko, jak w pracy. ;-)
UsuńNie narzekaj. Zawsze może być jeszcze gorzej, np koncert Bajmu za oknem.
OdpowiedzUsuńPocieszanie się cudzym nieszczęściem jakoś nigdy do mnie nie przemawiało. :-P
UsuńA ja gdybym miał bliżej, to bym był, bo nie ma czego się wstydzić. Szkoda, że w Toruniu Marsz Milczenia był tak zorganizowany, że o nim w tym roku dowiedziałem się po fakcie.
OdpowiedzUsuńTo może w przyszłym roku Ci się uda. O ile Mały Prezes i jego akolici po zwycięskich wyborach nie zdelegalizują wszelkich tego typu imprez.
Usuń