...kosą zataczane...
Późną zimą (chyba to w marcu było?) zobaczyłem na drzwiach klatki klepsydrę. Nazwiska zmarłego nie kojarzyłem, potencjalnego kandydata spośród sąsiadów wykluczyłem, bo mi wiek nie pasował, Uznałem, że widać jakiś były mieszkaniec. Jakoś tak dwa, może trzy miesiące później naszła mnie refleksja, że coś dawno jednego z sąsiadów nie widuję, a chyba mało prawdopodobne, żeby aż na tak długo wyjechał. Przypomniałem sobie tamtą klepsydrę i tym razem przemyślałem wiek zmarłego w odniesieniu do własnego. Kurde, to nie on był taki stary, tylko ja się za młodszego czułem. I murek na podwórku na którym z trudem oddychając przysiadywał z browarkiem w garści z leżącym obok flegmatycznym psiskiem pozostał już na zawsze pusty. Widywałem czasem wdowę wyprowadzającą psa na spacer, aż w grudniu zawisła kolejna klepsydra. Domyśliłem się, że młodzi ludzie zapełniający któregoś dnia kontenery rzeczami osobistymi i książkami likwidowali mieszkanie po tej (bezdzietnej) sąsiadce. Porachowanie czasu zasugerowało, że chyba jeszcze nie zdążyła na dobre ostygnąć jak się krewni już do dzieła wzięli.
Uczeń mi umarł. Wszyscy odetchnęli, że ze szpitala wyciszony i nareperowany wyszedł, a on chyba już miał wszystko poukładane jak odejść.
Od przychodni wiadomość, że umarła moja lekarka pierwszego kontaktu. Rzadko u niej bywałem, ale w sumie dzięki niej przypadkiem skrytognojka się wykryło.
W Sylwestra szwendając się z nudów po sieci trafiłem na stronę mojego dawnego ogólniaka i w roczniku wydawanym przez stowarzyszenie absolwentów znalazłem nekrolog koleżanki z klasy. No, to zaczęliśmy wymierać...
A ja się dowiedziałem w grudniu, że moja ulubiona komentatorka blogowa, która tak na dobre zamilkła z początkiem pandemii, że nawet życzeń na nowy rok 2020 mi nie przysłała, jednak żyje. I się ucieszyłem.
OdpowiedzUsuńZ tego twojego blogowego zmartwychwstania w dniu Epifanii tez się cieszę.
Z życia warto wybierać pozytywne zdarzenia i cieszyć się chwilą.
To miłe. Mnie jakoś nic nie cieszy. Nawet modelarstwo, w którym coś tam dłubię, mnie raczej stresuje niż raduje, o odprężaniu nie wspominając.
Usuńblisko 3 miesiące przerwy i taki wpis ? o klepsydrach ? toś się obudził. Ja mieszkam w 10 piętrowym bloku średnio 2x w miesiącu mamy klepsydry wywieszane i to cały czas nie teraz w erze covidu. To, że wymieraMY że MY to już dawno się dzieje nie teraz. Z mojej podstawówki nie żyje już bodajże 5 osób, moja najlepsza przyjaciółka zmarła w wieku 32 lat, u mnie w pracy też kilka koleżanek ok. 5-10 lat starszych ode mnie. Ludzie umierają cały czas i nie tylko starzy. Przed Świętami też byłam na pogrzebie koleżanki 10 lat starszej.
OdpowiedzUsuńTaka kolej rzeczy ...
Dziękujemy za optymistyczne życzenia noworoczne :P
24 zgony rocznie? Mieszkasz w domu Spółdzielni Mieszkaniowej Seryjnych Morderców? Czy może liczniki Geigera wyją jak się znajdą na 100 metrów od waszej chałupy?
Usuńno może 24 nie ale niewiele mniej. Mieszkam w bloku gdzie jest 80 mieszkań w każdym ok. 2 osoby więc minimum 160 ludzi i nadal spora większość to pierwsi lokatorzy (blok z lat 70-tych) czyli mają aktualnie ok. 80 lat plus minus zatem wymieralność spora. W ciągu 2 lat zmarły 3 osoby z mojego piętra.
UsuńWszystko jasne. Za kilka lat ta seria się skończy. Podobnie miałem jeszcze niedawno u siebie. A teraz babka - na 46 mieszkań w bloku - została ostatnią z pierwszych lokatorów, która się wprowadziła do nowiutkiego budynku w połowie lat 60.
Usuńu mnie jeszcze sporo mieszka ale tak jak mówisz, wymrą a ich dzieci mieszkania sprzedadzą lub wynajmą młodym.
UsuńAber tak dla dokładności mówimy o 1 klatce w bloku bo mamy ich 3 klatki w jednym czyli mówie tylko o mojej klatce nie całym bloku.
W moim bloku z początku lat sześćdziesiątych już mało kto z lokatorów sprzed 25 lat został (a lokali setka), resztę spadkobiercy i nabywcy ustawicznie dają pod wynajem. Czasem my - starzy, sobie wzdychamy na korytarzu mijając się, że żyjemy w hotelu.
Usuńczyli u Ciebie ta fala zgonów przetoczyła się jakieś 10 lat temu :) u mnie toczy się teraz ...
UsuńPilnuj, żeby Cię nie porwała! ;-)
Usuńnie ma czego pilnować. Czasy nam aktualne pokazały, że wszyscy w każdej chwili możemy umrzeć nie ma co myśleć, że jesteśmy długowieczni. Poza tym jak pomyślę ile razy otarłam się o tramwaj w swojej głupocie przebiegając przed ruszającym to już powinnam nie żyć z 10 razy co najmniej :/ mój anioł stróż dostaje zapewne co roku niebiańską nagrodę za wytrwałość i premię za trudnego podopiecznego
UsuńPamiętaj, żeby przy każdej okazji wychylić kieliszeczek/szklaneczkę za jego zdrowie, mamrocząc słowa wdzięczności. :-)
UsuńŚmierć czai się wszędzie, niestety. Na przyszłość zyczę lepszych wiadomości.
OdpowiedzUsuńDziękuję, wzajemnie. :-)
UsuńChoć obawiam się, że już nie czai się, a hula z rozmachem.
Kiedyś usłyszałem taki tekst "W pewnym wieku dostajemy więcej zaproszeń na pogrzeby niż na wesela"
UsuńNiezłe. Tylko raz byłem na weselu, więc przewagę pogrzebów osiągnąłem już dawno temu.
Usuńto jest bardzo prawdziwy tekst. Jak byłam młoda (20 lat i więcej) to chodziłam sporo na wesela bo koleżanki, przyjaciółki i wiadomo kuzynostwo. Teraz stara jeszcze nie jestem ale po 40-tce i szczerze mówiąc na weselu ostatnio byłam lata temu. Teraz to już szansa tylko na wesela ponowne czyli rozwodników ale tych już się nie robi z pompą i nie zaprasza setki znajomych. Właśnie jestem już w tej grupie która nie ma szans na wesele a jedynie na udział w pogrzebach. Także to powiedzenie jest bardzo prawdziwe.
UsuńA na pogrzebie to już się człowiek i nie naje tak, jak na weselu. :-)
Usuńno i nie wypada tańczyć
Usuń