Kolejny półdobowy maratonik w pracy zaliczony, nawet nie było kiedy się w dupę podrapać. Mam nadzieję, że ostatnim interesantom nie bredziłem już kompletnie od rzeczy.
Urzekające są zebrania w pracy - ta barwna parada głupoty i bezrefleksyjności doprawdy wciąż umie budzić zadziwienie. To umiłowanie własnego głosu skłaniające do rozwlekłego ględzenia. Ta radosna nekromancja sięgania po dawno słusznie odrzucone i pogrzebane rozwiazania, rodząca się głównie z przygnębiającej krzyżówki kurzej pamięci i cholerycznego usposobienia.
Zasmucające poczucie wstydu i bezradności, gdy matka ucznia cytuje teksty jednej z nauczycielek pod adresem uczniów. Jak pasterz lękiem podszyty, to święte krowy rosną w oczach i prosperują bezkarnie. A kiedy mówię na naradzie o zachowaniach przemocowych wśród czcigodnego grona to dostaję publiczny opieprz od dyrekcji.
Wydawało mi się, że kiedy dziecię dostaje jedynkę na półrocze, to naturalnym odruchem rodzica jest pójść do nauczyciela i dowiedzieć się - dlaczego, a także - jak pomóc dziecku. 90% rodziców do mnie się nie pofatygowało. Przychodzą do nas w coraz większym odsetku dzieci w pewnym sensie porzucone i zaniedbane - nawet jeśli z kompletem rodziców, i z niebiednych domów.
Wspaniale czyta się "Pieśń lodu i ognia". I hate Frey!
już dawno się do tego przyzwyczaiłem... prędzej przychodzą rodzice trójkowych, co może zrobić na cztery... :P
OdpowiedzUsuńi też już mam po zebraniach i radach klasyfikacyjnych... teraz tylko rada podsumowująca. wrrr...
U nas tacy rodzice, jak opisałeś to w ogóle się nie pojawiają na indywidualne rozmowy. Jesteśmy szkółką niestety z niższej niż Twoja półki. :-(
Usuń